Typ tekstu: Książka
Autor: Koral Danuta
Tytuł: Wydziedziczeni
Rok: 1997
przekomarzali się z dziewczynami. Żarty były dowcipne, często zjadliwe i raz po raz wybuchał śmiech. Mama, a potem podlotek, zachodziły często, by skontrolować postęp roboty. Czasem trzeba było stać dłużej. Opowiadało się wtedy coś ciekawego z przeczytanych książek czy aktualnych wydarzeń i słychać było tylko zgrzyt noży planetek i uderzenia motyk. Zasłuchani, poruszali się automatycznie, a kiedy opowieść dobiegała końca, ktoś zawsze mówił:
- Jeszcze, jeszcze coś...
Zaraz po pieleniu przychodziły sianokosy. Najpierw wyjeżdżały na łąki trzy kosiarki (dwie McCormikowskie i jedna Dehringa) i kładły trawę równymi pasami. Słychać było charakterystyczne klekotanie, a w przerwie obiadowej zgrzyt ostrzonych na tokarce kos. Potem
przekomarzali się z dziewczynami. Żarty były dowcipne, często zjadliwe i raz po raz wybuchał śmiech. Mama, a potem podlotek, zachodziły często, by skontrolować postęp roboty. Czasem trzeba było stać dłużej. Opowiadało się wtedy coś ciekawego z przeczytanych książek czy aktualnych wydarzeń i słychać było tylko zgrzyt noży planetek i uderzenia motyk. Zasłuchani, poruszali się automatycznie, a kiedy opowieść dobiegała końca, ktoś zawsze mówił:<br>- Jeszcze, jeszcze coś...<br>Zaraz po pieleniu przychodziły sianokosy. Najpierw wyjeżdżały na łąki trzy kosiarki (dwie &lt;name type="prod"&gt;McCormikowskie&lt;/&gt; i jedna &lt;name type="prod"&gt;Dehringa&lt;/&gt;) i kładły trawę równymi pasami. Słychać było charakterystyczne klekotanie, a w przerwie obiadowej zgrzyt ostrzonych na tokarce kos. Potem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego