nie<br>śmiał odmówić, bo jeden we wsi konie kuł.<br> Jak na nieszczęście przyszedł po obiedzie, kiedy ojciec czytał.<br>Zajrzał tu i tam, usiąść nie chciał, tylko ręce zacierał, jakby w<br>przeczuciu uciechy, na którą wreszcie trafił, a w końcu zajrzał ojcu w<br>to czytanie i parsknął takim śmiechem, że mnie mrowie przeszło, a w<br>oknie szyby zajęczały. Pod brzuch się chwycił, przytupał z radości,<br>owinął się wokół tego swojego śmiechu, który rozlał się na całą izbę.<br>Ten śmiech z niego walił jak woda z rynny, trząsł nim niczym obrodzoną<br>jabłonką, to w górę się kowal unosił w tym śmiechu swoim, to