chronią od choroby duszy - i Tomasz ile razy o nim myślał, niepokoił się o swoje własne przeznaczenie, o wszystko co jeszcze było przed nim. <br>XI<br> Z BRÓDKĄ, z latającym spojrzeniem, składał łagodnie ręce pana z miasta i opierał się łokciami o stół, Herr Doktor, Niemczyk - takim go widywał Baltazar. " Won!" mruczał i próbował przeżegnać się, ale zamiast tego skrobał się tylko w pierś, a słowa tamtego sypały się z szelestem suchych liści, w tonie perswazji. - Ależ drogi Baltazarze - mówił. - Ja chcę tobie tylko pomóc, martwisz się ciągle i zupełnie niepotrzebnie. Troszczysz się o gospodarstwo, że ziemia twoja, że niby masz ją