oczu.<br>Tuż nad samą wodą, na wysokości zaledwie sześciuset metrów, Biajgo płynnie wyrównał maszynę i włączył aparaturę fotograficzną. Teraz, nie dalej jak cztery kilometry przed sobą, dokładnie na wprost przed kabiną, miał go jak na dłoni. Wpatrując się weń uważnie, dostrzegł, że wokół obłej, wysoko uniesionej rufy statku, woda jakby musowała. Ale im bliżej masowca, morze stawało się coraz bardziej zanieczyszczone, coraz bardziej rdzawe, brudne, wprost brunatne. Za chwilę statek zamigotał w słońcu mokrym pokładem i znikł tuż pod kadłubem MiG-a. Jego smukła z tej wysokości sylwetka z pewnością utrwalona została na poszczególnych kadrach filmu.<br>Teraz miał w ręku niezbity