każdym spojrzeniem, a często też słowami i gestem poświadczali wartość jej ciała i siłę seksapilu, bo te dwie rzeczy niekoniecznie muszą iść w parze, ale u Milki szły, więc i ona szła pewnie, uśmiechnięta tak, jakby w poprzednim wcieleniu była samą Naną, i teraz nagle uświadomiła sobie, że przecież z n a ich wszystkich na wylot - Siwego, Ropucha, Wojtka B., Adama, a nawet najstarszego z nich Marasa Szymkowiaka, o którym wiadomo było, że przeleciał sławną artystkę estrady.<br>Była tam sensacją, gwoździem programu, tego jeszcze nie grali; stanowiła centrum balangi na trzy pokoje, które przesuwało się wraz z nią i osaczającymi ją kumplami