Typ tekstu: Książka
Autor: Mularczyk Andrzej
Tytuł: Sami swoi
Rok: 1997
po to
jest w niebie, żeby on, Kaźmierz, miał tam sojusznika, bo przecież jak
ktoś tak niepozornego wzrostu, a za to z przeogromnym zaufaniem zwraca
się do najwyższej instancji - to jak mu odmówić pomocy i nie zesłać
plag na jego wrogów?
Gdy stawał przy płocie naprzeciw Kargula, to on był na pozór łagodnym
pasterzem Dawidem, co to nawet słynnej procy przez zapomnienie nie ma
przy sobie - tamten zaś potężnym Goliatem, który co postawi stopę, to
rozgniata przeciwników...
Władysław Kargul nie szedł, tylko kroczył, nie mówił, tylko dudnił
jak listopadowy deszcz w zardzewiałej rynnie. Gdy wycierał nos, to
chustka omal nie pękała
po to<br>jest w niebie, żeby on, Kaźmierz, miał tam sojusznika, bo przecież jak<br>ktoś tak niepozornego wzrostu, a za to z przeogromnym zaufaniem zwraca<br>się do najwyższej instancji - to jak mu odmówić pomocy i nie zesłać<br>plag na jego wrogów?<br> Gdy stawał przy płocie naprzeciw Kargula, to on był na pozór łagodnym<br>pasterzem Dawidem, co to nawet słynnej procy przez zapomnienie nie ma<br>przy sobie - tamten zaś potężnym Goliatem, który co postawi stopę, to<br>rozgniata przeciwników...<br> Władysław Kargul nie szedł, tylko kroczył, nie mówił, tylko dudnił<br>jak listopadowy deszcz w zardzewiałej rynnie. Gdy wycierał nos, to<br>chustka omal nie pękała
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego