Andrzeja Podczerwińskiego, na szczęście<br>jego też nie zastali w domu. Przyjechali ponoć z Warszawy<br>i chcieli iść na Węgry. Oczywiście, był to ordynarny podstęp<br>gestapowskich szpicli.<br> przy pomocy żon i przyjaciół Krzeptowskiemu udało się<br>nawiązać kontakt z nimi i po krótkiej naradzie ustalili, że<br>w następnym dniu wieczorem razem wyruszą na Węgry.<br> Nazajutrz koło dwunastej do Słowiańskiego przybiegła<br>żona Józka. Na widok męża była uradowana, ale gdy się<br>dowiedziała o decyzji, którą podjął, rozpłakała się rzewnymi<br>łzami.<br> - Kochana, nie płacz, nie ma innej rady... Wiesz o tym.<br>Nie mogę dać się złapać tym zbirom, muszę uciekać. Błagam<br>cię, Władziu, opiekuj się naszą