tak na placu, instruktor mi mówi: jeździj sobie tutaj, ja tam będę w kantorku siedział, no to jeżdżę w te i we wte, do garażu i z powrotem, a on tam siedzi i siedzi, godzina mija, druga, ja nie wiem, co jest grane i wreszcie za jakąś chwilę wychodzi, ale na bani tak, że się ledwo trzyma na nogach, to ja go do samochodu pakuję i wiozę do domu, żona mu jeszcze z pracy, czy tam z czegoś, bazaru, nie wiem, nie wróciła, to go wprowadziłem i jeszcze mu tabletki od bólu głowy kupiłem w kiosku, bo mnie prosił, no i na