potem" - odpowiedziałem surowo i usłyszałem szept Wandy delikatny jak tchnienie: "poskromiciel"; Morda na przedziwny protest się zdobył, a może na kompensatę - z ruchliwością, której się u niego nie spodziewałem, sięgnął po płat salcesonu, wciągnął go między fiszbinowe zęby, w pletwie została mu tylko skórka, popatrzył na nią i pochyliwszy się na bok, wsadził skórkę między piersi Tłustej II, na co Tłusta I zareagowała mruczącym chichotem. Wiatorowie wyglądali mi na nieco spłoszonych. Morda powrócił z wychylenia do pionu, a pazurowe pletwy Tłustej I, leżące dotąd bezwolnie na stole, poderwały się, aby spaść drapieżnie na szyję Mordy, dwa pazury z resztkami czerwonego lakieru cisnęły