innego miasta, zmienić pracę. Tyle zmian - czy do końca pozytywnych? My - wyzwolone trzydziestolatki - tęsknimy w skrytości i samotności za mężem, dziećmi, domem tylko naszym, za własnym miejscem na ziemi. Wyznaczamy sobie i realizujemy cele, wychowujemy córki na silne kobiety i boimy się, że czegoś je pozbawiamy wychowując je bez mężczyzn na co dzień. Kończymy kolejny rok, nie myśląc o następnym, o tym, co będzie za lat 15-20, gdy córki odejdą, a my zostaniemy same w pięknych domach, z autem i bez przyjaciela u boku. Dlaczego nie piszecie o stałych wartościach, których należy się trzymać w życiu, by nie popaść w całkowitą frustrację