Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Wasilkowskiej była katastrofa... Tramwaj stoczył się z góry na dół i wpadł na drugi tramwaj... Kupę narodu pozabijało... Dorożką jeździć bezpieczniej... Wio-o, diable przeklęty!

Świsnął batem i dorożka z turkotem potoczyła się po kocich łbach.

Milczeliśmy wszyscy, gdyż od strony placu Sofijewskiego dął mroźny wicher. Ojciec nasunął mi baszłyk na nos. W oczach stanęła mi znowu Polina smagana szpicrutą po twarzy.

Matka uznała, że jestem już dość duży na to, żebym zaczął nabierać ogłady towarzyskiej. Postanowiła wykosztować się i zapisała mnie na komplety tańca w klubie polskim "Ogniwo". Czułem się nieszczególnie wśród obcych zupełnie ludzi, zwłaszcza że panienki uczęszczające na komplety
Wasilkowskiej była katastrofa... Tramwaj stoczył się z góry na dół i wpadł na drugi tramwaj... Kupę narodu pozabijało... Dorożką jeździć bezpieczniej... Wio-o, diable przeklęty!<br><br>Świsnął batem i dorożka z turkotem potoczyła się po kocich łbach.<br><br>Milczeliśmy wszyscy, gdyż od strony placu Sofijewskiego dął mroźny wicher. Ojciec nasunął mi baszłyk na nos. W oczach stanęła mi znowu Polina smagana szpicrutą po twarzy.<br><br>Matka uznała, że jestem już dość duży na to, żebym zaczął nabierać ogłady towarzyskiej. Postanowiła wykosztować się i zapisała mnie na komplety tańca w klubie polskim "Ogniwo". Czułem się nieszczególnie wśród obcych zupełnie ludzi, zwłaszcza że panienki uczęszczające na komplety
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego