z ziemi jego rodzina. Niewysoki, szczupły mężczyzna o żywych, bystrych oczach prowadzi nas na pole, z którego wyrastają dwa potężne słupy - kość "energetycznej" niezgody. - Tak mi się jakoś ostatnio porobiło, że biegam na tę łąkę co pół godziny - Andrzej Kostana nie kryje bezradności. - Bo to wiadomo, kiedy znów wejdą mi na pole? A to przecież moja ojcowizna, moja ziemia, przez którą zginął ojciec... <br><br><tit>Wsi spokojna, wsi wesoła</><br><br>Kiedyś na polu Kostanów rosły ziemniaki, czasem zboże. A że na zagon z domu bliziutko, to gospodarz zawsze mógł wszystkiego osobiście doglądać. I było dobrze. Żyło się całkiem dostatnio, ale najważniejsze, że człowiek nie miał