w nosie. Siedzieli w garniturach i kłócili się po angielsku, każdy z innym akcentem.<br>Zresztą nieważne, bo ilekolwiek by mieli przed sobą tych piw, nie cieszyli się nimi długo, przez Pawełka, który chyba akurat wyważał jakieś drzwi percepcji, bo kiedy rakiem cofał się do mnie od baru, z czterema - tak na zapas - grubymi szklankami new amsterdam przy piersi, zamrugał naraz, pobladł, puścił szkło i z takim konwulsyjnym podrzutem odnóży, że na pewno jest na to termin medyczny, zwalił się tamtej trójce na stolik. Jak Jacek Wszoła albo Susłow. Szczęście, że stół był z litego drewna, więc Pawełek tylko się rozpłaszczył na blacie