rowkowanych futrynach. Dotykałem mosiężnej klamki, której eleganckiej linii nie zauważałem jako dziecko, a za którą z taką wściekłością szarpał kuzyn Robert, kiedy nie chciałem wpuszczać go do pokoju. Jedną z tych klamek tata chyba nawet wyrwał tamtego świtu, kiedy, upokorzony, z furią pakował rzeczy do samochodu i wywoził nas już na zawsze w dorosłe życie.<br>Cicho, żeby nie płoszyć wspomnień, wszedłem do większego pokoju. Przykucnąłem w miejscu, gdzie kiedyś stało podziurkowane przez korniki wielkie łoże, na którym spaliśmy z Robertem. Pierwszą rzeczą, którą widziałem po otwarciu rano oczu, była gałąź jabłoni za oknem. Drzewo postarzało się, ale bez wątpliwości była to ta