Pyza i Tygrysek wypełniały sobą całe pomieszczenie, które zalane było strugami pienistej cieczy. Pyza miotała się pomiędzy kuchenką gazową, na której kipiała owa cuchnąca potrawa, a zlewem, z którego - po stosie kubków i talerzy, przechylającym się niebezpiecznie w bok - buchały potoki gorącej wody zmieszanej z płynem Kop (na który Grzegorz nabrał się osobiście, miast poprzestać na starym, wypróbowanym Ludwiku). Laura, stojąc na zasypanym mąką krześle, waliła kopystką w pokrywkę i wznosiła okrzyki po łacinie.<br>W pierwszym odruchu Grzegorz chciał się dyskretnie wycofać, zamknąć za sobą dwie pary drzwi i udać, że nic nie widział. Ale, po pierwsze, był bardzo głodny, a po