na <br>mączce Nestle'a*, i uśmiechnięty Chińczyk z herbaty <br>Popowa... Ale przede wszystkim - dwoje holenderskich dzieci <br>z reklamy mydła Sunlight! Dzieci te nazwałam nawet. Dziewczynka <br>nazywała się Ket, a chłopczyk Kit. I nie mogłam <br>się do nich nie uśmiechnąć, chociażbym była <br>najsmutniejsza. Bo i jakże? W sklepiku pachniało mydłem, <br>śledziami i naftą, o kilka kroków, tuż za jego <br>progiem, turkotała, szumiała i dudniła wąska, półmroczna <br>i ruchliwa Karmelicka ulica, a oni wieszali sobie w słońcu, <br>nad szerokim i dalekim błękitem jasnego morza, olśniewająco <br>białe płachty bielizny, a wiatr wydymał żagle płynącego <br>w dali okrętu i bawił się szeroką spódniczką <br>Ket... <br><br>I przyjemnie