żarzący się soczystą zielenią w blasku tużpopołudniowego słońca, stąpając po kwietnych płatkach rzucanych pod stopy księdza z monstrancją, a gdy ścieżka minęła oficyny, niepostrzeżenie, pochylony, przemykałem się pod białą ścianą dworku i tam przy otwartym szeroko oknie uniosłem na chwilę głowę, i zobaczyłem to nagle:<br>na wysoko zasłanym łóżku leżała naga kobieta z odchyloną głową, z pełnymi piersiami, jakby rozbiegającymi się pod własnym ciężarem na boki, o obrzmiałych brunatnych sutkach: miała uniesione, ugięte w kolanach, rozchylone nogi, między którymi stał obnażony do pasa mężczyzna w wojskowych spodniach i odpowiadał na ruchy bioder kobiety, i szeptał, wpatrując się w nią z zachwytem