bezskuteczne, przyszedł na milicję i prosi o pomoc.<br><br><tit>Same zagadki</><br><br><q>- To była moja pierwsza duża sprawa</> - opowiada emerytowany od paru lat nadinspektor Arnold S. <q>- Dochodzenie prowadził najpierw przez ponad rok najlepszy detektyw w L., kapitan Waldemar W. Dla milicji i prokuratury była to prestiżowa sprawa, gdyż zniknięcie Ilony T. zostało nagłośnione przez tamtejsze gazety i szeroko komentowane we wszystkich rodzinach, gdzie były dzieci w wieku szkolnym.</><br>Nie było jednak żadnego punktu zaczepienia, żadnego, najmniejszego śladu, żadnej poszlaki, niczego. Najpierw Kapitan W. przyjął hipotezę, że dziewczynę wywołał z mieszkania ktoś, kogo dobrze znała i cała energia milicji poszła w tym kierunku, żeby