znał tę twarz.<br>*<br>Doron klęczał nad uspokojonym już i znieruchomiałym ciałem. Palce lewej dłoni zaciskały się na głowie młodzieńca, prawa dłoń wciąż dotykała kory młodego dębczaka. Zęby zagryzały drewniany amulet.<br>Udało mu się powstrzymać chorobę, objął ją władzą swej mocy, zniewolił. Ale czuł, jak jadowite duchy szarpią się i szamocą, napierają na postawione osłony. Żeby chłopaka wyleczyć naprawdę, trzeba było iść na bagna.<br>Doron przypomniał sobie, skąd zna tego młodzieńca. To ten sam chłopak, który na Rynku Kasztanów rzucał wiewiórcze ogony. A więc wróg <orig>bana</> i Gwardii, ścigany pewnie przez łapaczy z Gorczem. Lecz na piersi chłopca widniał, wycięty nożem, ptak