Kto pan? - spytał zza szynkwasu chudzielec o ptasich rysach.<br>- Raymond Chabot, jestem Francuzem - przedstawił się grzecznie.<br>Gospodarz opuścił ręce na fartuch i przypatrywał się skonsternowany przybyszowi we fraku.<br>- Pewnie z pogrzebu... Albo stamtąd, nie daj Boże.<br>- Jak to stamtąd?<br>- Co podać? Może lepsze piwo dla pana, mam z Ządzborka.<br>Chabot napił się piwa, zagryzł chlebem ze smalcem, potem kawałkiem miejscowej, mocno wędzonej, suchej szynki. Gawędził z właścicielem, próbował sznapsa, likierów, miejscowych ryb.<br>- Czemu tak dziwnie mówią o <name type="place">Breitenheide</>? - zapytał wreszcie. - Jakby tu straszyło albo działy się jakieś potworności. Słyszę tę nazwę od początku, jak tylko przyjechałem do Nieden.<br>- Ludzka natura gadać