oficerski) z mamą w obcisłej sukni ze srebrnej lamy, z dwoma dekoltami, gorsząco głębokimi, jednym z przodu, odsłaniającym do połowy rowek między piersiami, a drugim z tyłu, nie w pełni zakrywającym rowek między pulchnymi pośladkami, w sukni ze śmiałymi rozcięciami po bokach, pod którą oczywiście nic nie włożyła, z futrzaną narzutką na ramionach, wychodzą z naszego warszawskiego mieszkania przy ulicy Częstochowskiej,<br>a ja zbiegam po schodach z trzeciego piętra i patrzę, jak wsiadają do zamówionej taksówki, a gdy samochód rusza, mama odwraca się, uśmiecha do mnie i unosi rękę na pożegnanie,<br>i budzę się nad ranem, gdy wracają, zmęczeni, ale szczęśliwi