komisarz wszedł do pokoju, który zajmował Jarosław R. i rozejrzał się wokoło, nie musiał zgadywać, gdzie może znajdować się to, co chłopiec chciał ukryć przed wścibskimi rodzicami. Na cieniutkich żyłkach, rozpiętych sztywno od ściany do ściany, były zawieszone modele samolotów i helikopterów: większe i mniejsze, w różnych pozycjach, kolorowe i nastrajające do optymizmu przez sam fakt, że unosiły się w powietrzu. Ku zdumieniu towarzyszącego mu aspiranta Andrzeja K., komisarz przechadzał się po pokoju z rękoma w kieszeniach i dmuchał na dyndające pod sufitem zabawki, jakby chciał, by zerwały się z uwięzi i uleciały w przestworza. Ale plan komisarza był inny. Zatrzymał