Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
dziewiąta rano... A ja jeszeze nie jadłem śniadania... Moja Agrafiena nie kupiła cukru... Mogłaby się pani zlitować nad biednym wdowcem... A zresztą - dodał ze smutkiem w głosie - zresztą... dzisiaj się rozstajemy... Kto wie, czy nie na zawsze. Niestety, droga pani. Popołudniowym pociągiem wyjeżdżam z Sieriożą do Witebska... A tu - taki nastrój... Serce się kraje...

Matka przepadała za Jurczenką. I teraz spojrzała na niego, zamyśliła się przez chwilę, wstała z krzesła i rzekła kładąc mu dłonie na ramionach:

- Wie pan; Grigorij Siemionowiczu, kiedy mówi się o braciach-Moskalach, o przyjaciołach-Moskalach, oczywiście w sensie wiersza Mickiewicza, zawsze przed oczami staje mi pan
dziewiąta rano... A ja jeszeze nie jadłem śniadania... Moja Agrafiena nie kupiła cukru... Mogłaby się pani zlitować nad biednym wdowcem... A zresztą - dodał ze smutkiem w głosie - zresztą... dzisiaj się rozstajemy... Kto wie, czy nie na zawsze. Niestety, droga pani. Popołudniowym pociągiem wyjeżdżam z Sieriożą do Witebska... A tu - taki nastrój... Serce się kraje...<br><br>Matka przepadała za Jurczenką. I teraz spojrzała na niego, zamyśliła się przez chwilę, wstała z krzesła i rzekła kładąc mu dłonie na ramionach:<br><br>- Wie pan; Grigorij Siemionowiczu, kiedy mówi się o braciach-Moskalach, o przyjaciołach-Moskalach, oczywiście w sensie wiersza Mickiewicza, zawsze przed oczami staje mi pan
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego