ujrzałam w oku owej przyjaciółki eksplozję umiarkowanego współczucia i gigantycznej, piramidalnej, nadziemskiej satysfakcji...<br>O nie!!! Wszystko, ale nie TO!!!<br>W jakimś krótkim mgnieniu po drodze zdążyłam jeszcze ujrzeć własną matkę, ze szlochem łamiącą ręce i rwącą włosy nade mną, ale to już nawet nie było potrzebne. Poprzedni obraz wystarczył. Z natychmiastowego powrotu do Polski zrezygnowałam nie mniej kategorycznie niż z ochrony osobistej.<br>Wróciłam myślą do Interpolu. Sanatorium... Na nic. Można przekupić pielęgniarkę, sprzątaczkę, ciecia, można wejść z wizytą, posłać truciznę w artykułach spożywczych, można wszystko. Sama potrafiłabym bez trudu uśmiercić każdego pacjenta w każdym sanatorium. Znajdą mnie, mają ludzi w policji