liście,<br>Zaciemniły się błękity,<br>Zgęstniał mrok niesamowity.<br>Snadź żałosny śpiew jesieni<br>Albo napływ nocnych cieni,<br>Albo gwiazd zupełny zanik<br>Sprawił właśnie, że Mechanik<br>Usnął nagle przy stoliku<br>Dnia pewnego, w październiku.<br><br>Spał jak kamień. A tymczasem<br>Drzwi rozwarły się z hałasem<br>I ze sklepu na ulicę<br>W noc, w jesienną nawałnicę<br>Wybiegł z chrzęstem jeż stalowy<br>Miał przyłbicę zamiast głowy,<br>Od przyłbicy aż po pięty<br>W stal hartowną był zaklęty.<br>Miał też pancerz - z każdej strony<br>Mnóstwem igieł najeżony,<br>Nadto miecz ze stali twardej,<br>Tarczę tudzież halabardę.<br><br>Jeż przez chwilę nasłuchiwał,<br>Coś wspominał, coś przeżywał.<br>Spojrzał w noc październikową<br>I zacisnął