w odróżnieniu od Geralta nie przyśniła mi się jednak Ciri, lecz czarodziejka Yennefer. Sen był dziwny, niepokojący - Yennefer, jak zwykle w czerni i bieli, unosiła się w powietrzu nad ponurym górskim zamczyskiem, a z dołu inne czarodziejki wygrażały jej pięściami i rzucały wyzwiska. Yennefer zamachała długimi rękawami sukni i uleciała, niby czarny albatros, nad bezkresne morze, prosto we wschodzące słońce. Od tego momentu sen zmienił się w koszmar. Po przebudzeniu szczegóły znikły z mej pamięci, pozostały niewyraźne, mało sensowne obrazki, ale były to obrazki potworne - tortury, krzyk, ból, strach, śmierć... Jednym słowem: horror.<br> Nie pochwaliłem się Geraltowi tym snem. Słowa nie