piętrowy, solidny, niewątpliwie zbudowany przed wojną i od tego czasu, przynajmniej z zewnątrz, nie odnawiany. Był w stanie, można powiedzieć, pośrednim między kwaterunkowymi ruinami, które widziałem na początku, a odrestaurowanymi willami kacyków, w najmniejszym stopniu nie zdewastowany, ale wyraźnie stary i w swej starości godny; spatynowany, ale nie retuszowany i, niby dumna matrona, odrzucający wątpliwe dobrodziejstwo operacji plastycznych.<br>- To jest, panie Witoldzie, moje od 1929 roku; tu mieszkałem, kiedy interesy ściągały mnie do Warszawy.<br>Mówił, że lubił zmieniać miejsca - przez inne drzwi wyjść rankiem w krajobraz, który jeszcze nie spowszedniał oczom, inny widok, ot choćby odmienne drzewa mieć za oknem po