daszek na podwórku. Wiatr kołysał nieznacznie wierzchołkami topoli, otrząsając zbędne krople deszczu, który przestał padać zupełnie.<br>Pociemniało raz, za chwilę jeszcze raz, jakby stopniowo wygaszano światła, drzewa szumiały teraz słyszalnie, skutecznie zagłuszając bardzo dalekie grzmoty.<br>Burza szła przez rzekę, nie mogła jednak jej od razu pokonać. Zamierzała się wielokrotnie, ale nic z tego nie wychodziło, grzmoty nie przybliżały się; stłumione detonacje z oddalonego frontu. Wreszcie upór zwyciężył i nagła błyskawica podzieliła niebo nad podwórkiem.<br>Prawie jednocześnie rąbnęło gdzieś obok, aż wstrząsnęła się ziemia i domy. I za chwilę jeszcze raz, i jeszcze, pioruny waliły na zmianę z błyskawicami, waliły blisko, wydawało