Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Ozon
Nr: 4
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2005
discopolowo, łup, łup i głęboko aż do trzewi. Przypomniało mi się też, jak przez siedem lat mieszkałem w akademiku z 40 kumplami ze Wschodu. Lubiliśmy się. Piłem na imprezach, gdzie byłem jedynym Polakiem. Wokół mnie Białorusini, Ukraińcy, Kazachowie, no i oczywiście Rosjanie. Z początku nie rozumieli niechęci, jaką czuli wobec nich Polacy. Byli przecież wychowani w pobłażliwej przyjaźni do mieszkańców republik radzieckich. Szybko jednak zorientowali się, że Polacy się ich boją. Gdy szło na mnie i Szurika czterech zakapiorów, wystarczyło, by ten bąknął coś do mnie po rosyjsku, a zakapiory natychmiast spuszczały oczy i mijały bez szturchnięcia. To były czasy!
Tak sobie
discopolowo, łup, łup i głęboko aż do trzewi. Przypomniało mi się też, jak przez siedem lat mieszkałem w akademiku z 40 kumplami ze Wschodu. Lubiliśmy się. Piłem na imprezach, gdzie byłem jedynym Polakiem. Wokół mnie Białorusini, Ukraińcy, Kazachowie, no i oczywiście Rosjanie. Z początku nie rozumieli niechęci, jaką czuli wobec nich Polacy. Byli przecież wychowani w pobłażliwej przyjaźni do mieszkańców republik radzieckich. Szybko jednak zorientowali się, że Polacy się ich boją. Gdy szło na mnie i Szurika czterech zakapiorów, wystarczyło, by ten bąknął coś do mnie po rosyjsku, a zakapiory natychmiast spuszczały oczy i mijały bez szturchnięcia. To były czasy! <br>Tak sobie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego