ciał i mroku powstawało zaklęcie, słowo pozwalające odzyskać zmysły i przez następne dni i lata widzieć, oddychać i iść, iść. Zaklęcie, nadzieja, której przedtem było tutaj mniej. Karmili się nią wszyscy tu ukryci, skupieni na muzyce, przejęci nagłą wiedzą, że istnieją, są, jeszcze trochę będą.<br>Tyle pojmował nawet sam, bez niczyich tłumaczeń. Nie był turystą - to wyczytał ze słów Lidki - na pewno nie, ale to wcale jeszcze nie oznaczało, że czuł się częścią tego, co się dzieje. Całej sytuacji było za dużo, jak w szyfrowanej kombinacji nie do rozplątania. Niczego nie dawało się zrozumieć do końca. Nic nie pasowało do reszty