wygłosił błyskotliwy toast, ale wszystko, co mówił, przepojone było sarkazmem. Nie chciało się po prostu wierzyć, że Klara mogła go odtrącić, tak bardzo górował nad Marianem, który przy nim wydawał się nieokrzesanym prowincjuszem. Wobec Pawła ja także odczuwałem swoją niezręczność. Siliłem się na dowcip, starałem się emablować Gugę, ale w niczym nie mogłem zachować umiaru i z przesadnej egzaltacji wpadałem w płaskie banały. Na szczęście wszyscy byli trochę wstawieni i moje nieudolne popisy ginęły w ogólnym gwarze.<br>Klara, zaróżowiona, promienna, na ten dzień pozbyła się swego wrodzonego chłodu. Stała się jakaś dziewczęca i ludzka. Zachwycająca. Patrząc na nią chciało się ją