Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Cosmopolitan
Nr: 12(32)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
swoje żółte ślepia przez kilka ładnych dni. Próbowałam sobie jakoś z nią poradzić. Czytałam książki z gatunku "samopomocy psychologicznej". Próbowałam medytować. Albo wyobrażałam sobie, że Monika wylatuje z pracy. To ostatnie szczególnie dobrze wpływało na moją niespokojną psyche, ale, niestety, niezbyt często mogłam sobie w pracy pozwolić na pięć minut nie całkiem służbowych fantazji. Może gdyby wyłącznie Monika była mi cierniem w oku, jakoś bym przeżyła. Ale ona zajmuje tylko jedną z pozycji w moim dzienniczku-zadrośniczku.
Kilka dni temu wracając z zakupów spotkałam inną koleżankę, szczęśliwie uśmiechniętą, w objęciach superfaceta. Zanim dotarłam do domu, mój Marek uległ gwałtownej transformacji w Quasimodo
swoje żółte ślepia przez kilka ładnych dni. Próbowałam sobie jakoś z nią poradzić. Czytałam książki z gatunku "samopomocy psychologicznej". Próbowałam medytować. Albo wyobrażałam sobie, że Monika wylatuje z pracy. To ostatnie szczególnie dobrze wpływało na moją niespokojną psyche, ale, niestety, niezbyt często mogłam sobie w pracy pozwolić na pięć minut nie całkiem służbowych fantazji. Może gdyby wyłącznie Monika była mi cierniem w oku, jakoś bym przeżyła. Ale ona zajmuje tylko jedną z pozycji w moim &lt;orig&gt;dzienniczku-zadrośniczku&lt;/&gt;.<br>Kilka dni temu wracając z zakupów spotkałam inną koleżankę, szczęśliwie uśmiechniętą, w objęciach &lt;orig&gt;superfaceta&lt;/&gt;. Zanim dotarłam do domu, mój Marek uległ gwałtownej transformacji w Quasimodo
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego