Uśmiecham się przepraszająco.<br>- No, kurwa, gdzie?! Jazda z powrotem!<br>Uśmiech natychmiast znika mi z twarzy. Kipi we mnie wściekłość, ale przygryzam wargi. Posłusznie odstępuję od drzwi. Zresztą pewnie na dworze jest zimno, to przecież październik i w piżamie, gdyby nawet udało mi się wyjść, zmarzłbym natychmiast. Tymczasem szatniarz, krewki rencista, nie daje za wygraną. Krzyczy coraz głośniej:<br>- No już, cholero! Idziesz stąd czy nie, wariacie jeden?!<br>Coś we mnie pęka. Zresztą mam status chorego. Nic mi zrobić nie mogą. Rzucam się w kierunku szatniarza i zanim zdążył odskoczyć od lady, chwytam go za klapy fartucha.<br>- Ach ty <orig>dziadu</>! Myślisz, że kto ty jesteś, żeby