trudno przemawiać z słodyczą<br>I uśmiechy rozdawać ptakom, które krzyczą<br>I zimne niebo krają skrzydeł swych goryczą.<br><br>Jak płacz Norwida, ziemia łka nade mną<br>I choć mam w piersiach ocean zachwytu,<br>Wiem, że tu ze mną nie chce pić z błękitu<br>Nikt, Katarzyno, i jasność mam ciemną.<br><br>II<br><br>W oczy nieba jak żołnierz spoglądam raniony,<br>Pod miękkie skrzydła ptaków głowę chyląc gorącą,<br>Jak dobrze słyszę trzcinę i brzozę szeleszczącą,<br>Jak dobrze słońce w twarz uderza jak we dzwony.<br><br>Tak się kiedyś cieszyłem błękitem i jasnością,<br>A dzisiaj puchar ten wypijam pełen smutku,<br>I chciałbym, jak z muzyką, odejść po cichutku,<br>Jak