Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 1 (149)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
Sz.
Ku zdziwieniu ludzi, Antoni W. od razu przyznał się, że to on podpalił stodołę państwa Sz. "Zepsuł się radar, więc musiałem im dać jakiś sygnał, gdzie mają wylądować" - mówił. "Ale przestraszyliście ich, więc przylecą po mnie innym razem".

Szaleniec

Teraz dopiero wieś uświadomiła sobie, że ma do czynienia z niebezpiecznym szaleńcem. Zawiadomiono milicję, a ta, kiedy zorientowała się na miejscu, w czym rzecz, wezwała karetkę ze szpitala psychiatrycznego. Antoni W. został odwieziony do zamkniętego zakładu w podlubelskich Abramowicach. Po kilkutygodniowej obserwacji psychiatrzy orzekli, że pacjent cierpi na rozdwojenie jaźni i w chwili podpalania stodoły Stanisława Sz. nie zdawał sobie sprawy
Sz.<br>Ku zdziwieniu ludzi, Antoni W. od razu przyznał się, że to on podpalił stodołę państwa Sz. &lt;q&gt;"Zepsuł się radar, więc musiałem im dać jakiś sygnał, gdzie mają wylądować"&lt;/&gt; - mówił. &lt;q&gt;"Ale przestraszyliście ich, więc przylecą po mnie innym razem"&lt;/&gt;.<br><br>&lt;tit&gt;Szaleniec&lt;/&gt;<br><br>Teraz dopiero wieś uświadomiła sobie, że ma do czynienia z niebezpiecznym szaleńcem. Zawiadomiono milicję, a ta, kiedy zorientowała się na miejscu, w czym rzecz, wezwała karetkę ze szpitala psychiatrycznego. Antoni W. został odwieziony do zamkniętego zakładu w podlubelskich Abramowicach. Po kilkutygodniowej obserwacji psychiatrzy orzekli, że pacjent cierpi na rozdwojenie jaźni i w chwili podpalania stodoły Stanisława Sz. nie zdawał sobie sprawy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego