mi się podobał... i kochał się we mnie - kiedyś..."<br> <page nr=33><br><tit>Poranne pociągi</><br> Wstawać trzeba było o piątej. Pociąg odchodził o piątej trzydzieści sześć. Gdy jesień podpełzała pod listopad, nad kołdrą stał zimny mrok, sen staczał się w ciepły dół, w najsenniejsze kwadranse, tam na samym dnie nieruchomiała i krzepła najprawdziwsza rozkosz niebytu, gdy nagle ruszała i zaczynała się zbliżać w minutowych odstępach - jak ostrze - nieubłagana granica. Były to dźwięki, napuszczano wodę do garnka, a pod drzwiami już leżała przykra, zimna, świecąca smużka. Mama już wstała, nastawiła wodę na herbatę, kiedy się zagotuje, będzie mnie budzić. Kiedy wchodziła do sypialni i zapalała światło