Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
wulgarny i śmierdzi capem. Podejrzewała go o sodomię.
- Ociepliło się odrobinkę, owszem, lżej, ale to radość na krótko, z wieczora znowu chwyci mróz, ja to wiem, popatrzę po drzewach w lesie i wiem. Panie, jak ktoś tyle zim tutaj przeżył! Można przysiąść?
- No, jak pan się u nas znalazł, to niech pan siada, proszę. - Co mógł innego powiedzieć, sam zaś usiadł demonstracyjnie, założył nogę na nogę. Szkoda, że pośpieszył się z papierosem. Hrehor, tak jak mówił, przysiadł na brzeżku krzesła, czapkę wsunął pod pachę. Nie patrząc na Jassmonta, jakby ponad nim powiedział: - Drewno się ma. Świerk, pierwsza klasa, brzoza, sosna, dębina
wulgarny i śmierdzi capem. Podejrzewała go o sodomię.<br>- Ociepliło się odrobinkę, owszem, lżej, ale to radość na krótko, z wieczora znowu chwyci mróz, ja to wiem, popatrzę po drzewach w lesie i wiem. Panie, jak ktoś tyle zim tutaj przeżył! Można przysiąść?<br>- No, jak pan się u nas znalazł, to niech pan siada, proszę. - Co mógł innego powiedzieć, sam zaś usiadł demonstracyjnie, założył nogę na nogę. Szkoda, że pośpieszył się z papierosem. Hrehor, tak jak mówił, przysiadł na brzeżku krzesła, czapkę wsunął pod pachę. Nie patrząc na Jassmonta, jakby ponad nim powiedział: - Drewno się ma. Świerk, pierwsza klasa, brzoza, sosna, dębina
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego