Nie zrażało mnie, sybaryty, gminne pochodzenie bobu (przed laty spożywała go tylko biedota), raczej ciekawy byłem, skąd szef kuchni na późnym przednówku wytrzasnął świeży bób.<br>Były to klasyczne, gotowane na wrzątku, pierogi. Nadzieniem, okazały się puszkowe nasiona bobu, zmielone wraz z ich skórzastą otoczką. Sos z borowików był intensywny, lecz nieco za słony i ... śmietana nie ta. Powinna być gęsta, kilkudniowa kwaśna, a okazała się nijaka. Upadłą psyche podratowałem smaczną, słodkawo-kwaśną sałatką z białej kapusty.<br>Dalszego ciągu nie było, bo się odchudzam.<br> Festiwal Pierogowy, jako propozycja dla smakoszy, powinna być kontynuowana nie do 25 maja, lecz dalej, do końca sezonu