uszy, deszcz i trzaski radiowe. Wyłączył odbiornik. Świat za szybami był gniazdem śmierci, zarastał okna matowym bielmem. Dotknięty nagłym atakiem klaustrofobii, Daniel otworzył drzwiczki. Zapach afrykańskiego deszczu wydał mu się nagle dziwnie orzeźwiający. <br>Siedział tak, zamknięty w ciasnej klatce zmysłów, niezdolny do podjęcia żadnej decyzji, dokonania koniecznego wyboru. Zawrócić - śmierć; niepewna, lecz jednak prawdopodobna. Jechać dalej - przesłuchania, proces, grzywna, więzienie, diabli wiedzą co, imaginacja strachu pracuje pełną parą; i nie do uniknięcia. <br>Walka tchórza z oportunistą, pomyślał. I kto tu wygra? Nędzny pętak. <br>Wyjął telefon. <br>- Bella. <br>Długo. Wreszcie. <br>- Tak? <br>- Gdzie jesteś? W domu? <br>- Daniel? Nie. Jadę do Espozito.<br>- Cholera. <br>- A co