wypełzały mu na światło dzienne (...) szczegóły uwydatniały się coraz lepiej, coraz straszniej, zewsząd wyłaziły mu części ciała (...) dokładnie określone, skonkretyzowane... do granic haniebnej wyrazistości... do granic hańby"</> (F16).<br>Zgroza istnienia w stanie czystym! Ja sam - "dziwny" i zarazem "przypadkowy", "narzucony"! Moje "ja" przygodne, absurdalne, a przecież rzeczywiste! "Ja w sobie" niepojęte dla "ja dla siebie"! Nie do zniesienia. Nic dziwnego, że bohater-narrator daje swemu sobowtórowi po gębie! Ten znika... i bohater zabiera się do pisania. Ale ledwie zaczął, już <q>"we drzwiach ukazuje się T. Pimko, doktor i profesor, a właściwie nauczyciel, kulturalny filolog z Krakowa"</> (F 17). I wartko rusza