uczuć, podzielenia się z innymi swoimi, jakże niekiedy makabrycznymi przeżyciami. I jest to dla mnie często wręcz szokujące. Trzeba mieć przecież dużo cywilnej odwagi, aby tak dawać publicznie świadectwo własnego skrajnego upadku, a często wręcz upodlenia. <br>Kiedy patrzę na "butelkowiczów", słucham ich opowieści, mam nieprzeparte wrażenie, że są to ludzie nieprawdopodobnie wprost zastraszeni, autentycznie przez swój nałóg sterroryzowani. Ogrom katastrofy jak gdyby ich przerasta. I stąd pewnie ta chęć wyrzucenia z siebie problemu, który przeraża i który wciąż stanowi ogromne zagrożenie. To tak, jakby publiczne wskazanie palcem winowajcy mogło go unieszkodliwić, powstrzymać lub chociażby osłabić. <br>Ludzie cierpiący na depresję są w