się zaobserwować nawet na odległość. <br>Zbliżam się do stołu, chociaż popatrzę, podopinguję. Może nawet ktoś zechce ze mną zagrać, byłaby to rozrywka, co się zowie. Zwalnia się akurat miejsce, więc staję za stołem. Piłeczka robi swoje klak - klak. Partner jest dla mnie jak znalazł, nie kompletna noga, ale i też niespecjalny as. <br>Gramy sobie rutynowo: najpierw mała rozgrzewka, potem mecz. Niestety do rewanżu nie doszło. A szkoda, bo tę pierwszą rozgrywkę, zamiatając z fasonem podłogę swoim długim, ciężkim szlafrokiem, przegrałam tylko do szesnastu. Znając siebie, na pewno bym się w tym drugim meczu odkuła. Wyczułam już partnera, a miałam też w