miejsca. W pobliżu placu Św. Andrzeja, a więc tuż koło Palace Borromini, miałem przesiadkę. Na widok tego hotelu, ulubionego hotelu ojca, gdzie niedawno przeżyłem chwile nadziei, wręcz Pewność, że wszystko się ułoży, ścisnęło mi się serce. Czułem, że musiało coś zajść nowego, co pomieszało nasze szyki. Nie podejrzewałem Campillego o nieszczerość, a tym bardziej o to, że powiedział nieprawdę. Owszem, na pewno jego rodzina przenosiła się wcześniej tego roku w Abruzze, a on - do Ostii. Ale dlaczego nie powtórzył mi swojej rozmowy z panem Corsi? Oszczędziłby mi nad wyraz przykrej dzisiejszej sytuacji. Wyjaśniłby rzeczywiste przyczyny. Stchórzył! Bez wątpienia stchórzył! Pełen rozgoryczenia