zgonie w ten sposób, że ni stąd, ni zowąd staje człowiekowi kością w gardle. Spojrzał jedynie na brata-matematyka takim wzrokiem, że tamtemu powinna posiwieć z trwogi broda. Być może, że nawet posiwiała, lecz pod czernidłem nie można było tego dojrzeć.<br>Adaś nie zwracał na nic uwagi, najmniej zaś na nieszkodliwe zwady braci. Krążył do Elizejskich Polach *, na których zamiast asfodelów kwitły dawne historie. Snuł się po gąszczu wypatrując wśród tłumu widm jednej postaci: Francuza. Nie znalazł go jednakże. Przewertował kilka pamiętników, kilka diariuszów, spisywanych nieporządnie i cudacznym stylem, w których oznajmiano zdumionej przyszłości, że żyto <orig>wyprzało</>, a raki poogryzały ogony