Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
leżąc obok oparłem głowę na jej kolanach i spoglądałem w niebo. Nad nami szumiały jabłonie, od rzeki dobiegał gwar koblet piorących bieliznę oraz plaśnięcia kijanek. Z odległegb komina unosiły się smużki dymu, układając się podobnie jak obłoki w przeróżne kształty ni to wysp, ni to zwierząt. I wszystko to było nieuchwytne, odlotne i pożegnalne jak szybujące w górze ptaki.

Polina jedną ręką muskała mi włosy, drugą wyrywała źdźbła trawy i krzywym ząbkiem gryzła cienkie łodyżki. Przypomniało mi się, że w takiej samej pozie zaskoczyłem niegdyś pannę Kazimierę i Alioszę Kawrygina. Na myśl tę zmieszałem się nieco, ale nie poczułem onieśmielenia, przeciwnie
leżąc obok oparłem głowę na jej kolanach i spoglądałem w niebo. Nad nami szumiały jabłonie, od rzeki dobiegał gwar koblet piorących bieliznę oraz plaśnięcia kijanek. Z odległegb komina unosiły się smużki dymu, układając się podobnie jak obłoki w przeróżne kształty ni to wysp, ni to zwierząt. I wszystko to było nieuchwytne, odlotne i pożegnalne jak szybujące w górze ptaki.<br><br>Polina jedną ręką muskała mi włosy, drugą wyrywała źdźbła trawy i krzywym ząbkiem gryzła cienkie łodyżki. Przypomniało mi się, że w takiej samej pozie zaskoczyłem niegdyś pannę Kazimierę i Alioszę Kawrygina. Na myśl tę zmieszałem się nieco, ale nie poczułem onieśmielenia, przeciwnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego