słońcem<br>i smutnych ludzi, którzy tracą nadzieję.<br>Wyschły górskie potoki wiary,<br>obniżyły się źródła wód nadziei.<br>Dymy przysłoniły nam niebo,<br>z "<q>mętnej po drodze piłem rzeki</>".<br><br>W pustynnej biedzie widziałem nowe fata.<br>A tłumy biegły ze Wschodu na Zachód<br>nie wierząc, że to przywidzenia.<br>Oczy mieli czerwone,<br>w sercach stukała niewiara,<br>ręce mieli chciwością zaciśnięte,<br>mówili słowa złowrogie,<br>podeptali moje sztandary.<br>Wrogiem był im każdy człowiek.<br>Zaskarżyli Pana Boga, że nic nie robi,<br>bo w telewizji znów mówili, że jutro będzie susza.<br>I jak Eliasz z góry Karmel<br>patrzyłem codziennie w tamtą stronę,<br>a za siódmym razem zobaczyłem obłok wielkości dłoni