Karoliną, jedyną córką Andrzeja Marteau - - Było to dziewczę drobnej postaci, tak iż Derkacz wyglądał przy niej na olbrzyma. Nie żenowało jej to ani trochę owszem, z całą prostotą wspinała się na palcach, aby niekiedy, przy powitaniu, pogładzić czuprynę du brave Nicolas, jak stary nazywał Derkacza. Brave Nicolas uśmiechał się wtedy niezgrabnie, poczciwie patrząc w brunatne oczy dziewczęcia - Nie upłynęło i trzy lata: Derkacz z Karoliną udali się do mera. Piękna, choć nierówna była z nich para!<br>Zaś w rok niespełna po ślubie młoda małżonka umarła przy porodzie, wydawszy na świat drobne, nieżywe ciałko.<br>Przez dwa dni siedział Derkacz, zdrętwiały od bólu