zaczął panicznie wprost bać się o swoją matkę, która wyjechała, jak podejrzewał, nie zdając sobie w pełni sprawy z grozy sytuacji, prosto w paszczę wilka. Modlił się rozpaczliwie i składał wielkie w swoim pojęciu ślubowania, właściwie większe, niż był w stanie wypełnić. Prawie całe dni spędzał teraz na modlitwach, jeszcze nigdy w życiu przedtem ani również potem nie był taki pobożny. Właściwie przez kilka dni przestał się czymkolwiek innym interesować. Zamiast w stronę niemieckich koszar, wydeptywał teraz ścieżkę w przeciwną stronę, do kaplicy prowadzonej przez siostry zakonne około półtora km od końca ulicy, w stronę Iłży, ale oczywiście daleko jeszcze przed linią lasów