zauważać zgrozy, jaką budziła u wnuków, wybredzała nadal przy stole, gromiła pokojówkę za niezręczność, przepadała na dalekich spacerach. Nikt już jej nie towarzyszył - błądziła sama po mieście. Wróciwszy z wyprawy zjawiła się w pokoju, gdzie akurat przebywał ktoś z rodziny, a chociażby ze służby - opowiadała. Jak było przyjemnie, jakie wyjątkowe, nikomu dotąd nie znane rzeczy oglądała, jak starali się jej służyć woźni w muzeach i zupełnie obce panie, jaki piękny obraz anonima odkryła, o wiele wspanialszy od renomowanych płócien i jak słońce czekało z zachodem, póki ona nie nadąży na taras Villi Medici. Ogłaszała to wszystko stojąc; jak doniosłe wydarzenie, nie