przytulne ciepło, doznam opieki i współczucia, że oczekują mnie niecierpliwie i odpowiedzą na moje doznania. Ale, nie wiadomo kiedy, ludzie w Maleniu stali się inni. Znikali niepostrzeżenie, a w ich miejsce pojawiali się nowi. Olbrzymia jadalnia zamieniła się w skład. Czysty, biały pałac nie był już pałacem, stał się odrapaną, niszczejącą ruderą. Wybite okna, wyrwane z zawiasów drzwi, odór. Tylko pokoje zajęte przez szkołę, tylko to. Nie było już drobiazgów, które przestały być drobiazgami. Nabrały znaczenia inne treści, ważne dla kraju, dla społeczeństwa na długie dziesiątki lat.<br> Zniknął z pamięci człowiek-kolaborant, nikomu nie zaprzątał już myśli. Dla mnie powinien być